Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2009

Dystans całkowity:524.00 km (w terenie 267.00 km; 50.95%)
Czas w ruchu:21:14
Średnia prędkość:24.68 km/h
Maksymalna prędkość:54.00 km/h
Suma podjazdów:2680 m
Liczba aktywności:10
Średnio na aktywność:52.40 km i 2h 07m
Więcej statystyk

Kolejna skrócona wycieczka....

Czwartek, 24 września 2009 · Komentarze(2)
Z rana noga nie podawała - czułem zmęczenie wczorajszymi wyczynami na szosie.
Popołudniu było jakby lepiej - mimo, ze w nogach czułem jeszcze lekką watę - tempo było ok. Tyle , że jak zwykle Sigma psuła mi nastrój.

Trasa - typowa - bez żadnych rewelacji - tyle , że znów krócej z powodu kolejnej ważnej sprawy... Kiedy to się skończy? :/

Trzy razy w trasie

Środa, 23 września 2009 · Komentarze(0)
Dziś glównie szosa - i to dość szybko i daleko.
Z rana - do robo i trochę po lesie - (oczywiście Sigma nie raczyła gadać) - później - po 2 godzinach - wycieczka do VOX-u, czyli 36 km. po ulicach, chodnikach i na szosie. Tempo było doskonałe - w zasadzie non stop powyżej 27 kmph.

Dobrym smaczkiem, była jazda za wywrotką - 45 kmph pod górkę - w stronę katedry.
Niestety - później był korek i musiałem sam zmagać się z wiatrem.

Po powrocie byłem lekko zajechany.

Po robo było juz krócej niż zwykle bo wiatr zaczął wiać i pogoda zrobiła sie bez rewelacji.

Dzień jak codzień

Wtorek, 22 września 2009 · Komentarze(0)
Z rana noga podawała aż miło - ale licznik nie działał (jak zwykle, rzekłbym).
Popołudniu - nogi zadziwiły mnie jeszcze bardziej - i co ciekawe - zadziałał też licznik. (widać nie lubi zimna)
Słowem - było szybko - ale z okazji licznych planów i obowiązków - pocisnąłem grzecznie do domu zamiast skatować nogi jak Pan Bóg Przykazał...

Września - Małpi Gaj

Niedziela, 20 września 2009 · Komentarze(0)
Kategoria starty
Co za trasa. Ubaw jak za dawnych lat. Hopki, rynny, kręte single.
Duża niespodzianka, trzeba przyznać. Było szybko i bardzo "brudno" - ale walczyłem ostro - nie udało mi sie jednak wyciąć KTM-a z numerem 580. Jechaliśmy idealnie w tym samym tempie - mimo ze parę razy atakowałem.
Nie ma jeszcze wyników - ale na pewno wybroniłem się przed dublem co już jest dużym sukcesem :))



Nieco dłużej - ale i tak bez licznika

Czwartek, 17 września 2009 · Komentarze(0)
Sigma przechodzi samą siebie.
Pierwsze 7 km działała - ale na dębinie jej się odwidziało czym nieziemsko nie wk..wiła...

Przed robo - typowo - przez Marcelin - wyszło jakieś 21 km.
Po robo - poleciałem na dębinę i Maltę , gdzie pojeździłem szutrówkami nieco.
Nazbierało się trochę km - i noga podawała pięknie.
Co ciekawe - popołudniu - licznik już gadał po ludzku (po pewnym czasie)

standardzik - ale bez licznika :/

Środa, 16 września 2009 · Komentarze(0)
Kategoria awaria
Jako, ze zbuntowana Sigma zawiodła, poleciałem typowy program "dom-praca-dom" , żeby mieć gwarancję przebiegu i nie zastanawiać się ileż to przejechałem...
Tempo było ok - i myślę że zapis jest wiarygodny.

Krótka przejażdżka

Wtorek, 15 września 2009 · Komentarze(0)
Tylko do EPZT na strzeszyńską - w "interesach" ale przez Cytadelę, z małymi atrakcjami.
NIe starczyło czasu nas więcej (bo i tak "w godzinach pracy")

Weekendowa wycieczka bez licznika :/

Poniedziałek, 14 września 2009 · Komentarze(0)
Kategoria awaria
Pogoda była taka sobie - ale tempo nawet znośne - choć byłem lekko niedożywiony i jakoś się nieco zmęczyłęm kulając się po Zielonce.

Nie zrobiliśmy nawet Dizewiczej Góry - ale trip był lajtowy i przyjemny. Typowy żywioł bez gps-u - tylko na czuja.

Oczywiście gówniana sigma nadal nie liczy kaemów... Dno...

Standard

Środa, 9 września 2009 · Komentarze(0)
Typowy program poranny i popołudniowy. Spierd... mi się j.... sigma, więc przebieg jest orientacyjny. Tempo było dobre, więc zakłądam, że średnia była taka jak zwykle.

Trochę to trwało nim otrząsnąłem się po maratonie :D

Smak błota i łez :D

Niedziela, 6 września 2009 · Komentarze(0)
Kategoria starty
Karą za lenistwo i niesumienność w treningach jest ból i łzy topione w lepkim błocie.
Prosty z pozoru maraton, na dystansie GIGA okazał się bolesnym doświadczeniem - dzięki wiatrowi smagającemu koszmarnie, we wsi Góra, oraz skurczom, jakie pojawiły się już na 50 kilometrze.
Koszmarnie dziwne - nigdy wcześniej nie miałem skurczy trójgłowego - podczas gdy łydki miały się świetnie...

Płynów miałem pod dostatkiem , zażerałem się bananami i batonami - a mimo to brakowało sił na prostych - gdzie samotnie katowałem się pod wiatr wrzeszcząc z bólu i przeklinając zdradzieckie mięśnie.

Koniec końców - przyjechałem pół godziny po zamierzonym czasie (4:49) - co jednak - w obliczu tak koszmarnych przejść - i tak jest swoistym sukcesem.

Nie pozostaje nic innego jak popracować nad wytrzymałością, bo drugi raz podobny przypadek będzie porażką doszczętną :/

NO i do tego cholerna sigma, gubiąca co chwile sygnał.. no normalnie koszmar jakiś.