Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2008

Dystans całkowity:453.00 km (w terenie 231.00 km; 50.99%)
Czas w ruchu:19:43
Średnia prędkość:22.98 km/h
Liczba aktywności:14
Średnio na aktywność:32.36 km i 1h 24m
Więcej statystyk

Zupełny standard. Niestety

Czwartek, 28 sierpnia 2008 · Komentarze(0)
Zupełny standard. Niestety - z powodu pogody - ostatnia wycieczka w sierpniu.
Tym sposobem - ambitny plan diabli wzięli :/

Dziś było doskonale.

Wczoraj

Wtorek, 26 sierpnia 2008 · Komentarze(0)
Dziś było doskonale.

Wczoraj pospałem więc dziś noga podawała i rano zasuwałem ścigając się z jakimiś dwoma ziomkami (sciślej - podczepili się pode mnie).
Przed pracą -Marcelin - po pracy - Malta. Standardzik.

Powrót też był dośc szybki, ale bez ekstrawagancji.

Standardzik.
Rano szło koszmarnie

Poniedziałek, 25 sierpnia 2008 · Komentarze(0)
Standardzik.
Rano szło koszmarnie słabo, ale popołudniu nózka już podawała - i udało się odciągnąć zapieczony tłoczek w przednim heblu :/
Rower przestał hamować nieproszony i nagle się okazało że jazda znów jest przyjemna :))

Ostatnia trasa w Kaliszfoni,

Piątek, 22 sierpnia 2008 · Komentarze(0)
Ostatnia trasa w Kaliszfoni, tego urlopu.

Przy okazji nawiązałem kontakt z miejscową subkulturą bikerów , dzięki wizycie w sklepie na Częstochowskiej :)

Mam też patent na dojazd do Gołuchowa, szlakiem rowerowym.

Dłuzszy trip po okilicach

Czwartek, 21 sierpnia 2008 · Komentarze(0)
Dłuzszy trip po okilicach Kalisza. Dobra pogoda - troche wiało ale miałem chęc na ucieczkę w kaliskie knieje.

Jak zwykle trafiłem na te same miejscówki co poprzednie razy... nie wiem jak to mozliwe - nawet polne drogi zbiegaja sie w to samo miejsce.

Tak czy inczaczej - trip był całkiem udany. Pokulałem po szutrach i dziurach. było warto.

Powoli czas się zastanowić co z Jarocinem w niedzielę...

Wieczorny przejazd po Kaliszforni

Środa, 20 sierpnia 2008 · Komentarze(0)
Wieczorny przejazd po Kaliszforni - byle tylko przepompowac trochę krwi przez mięśnie.

Cały dzień jakos nie było okazji do wyjscia i do tego fatalnie się czułem.

Jednak ból głowy ustał zaraz po wyjsciu z rowerem. Czy to fizyczne uzależnienie?

Przyjemny kros po okolicach

Wtorek, 19 sierpnia 2008 · Komentarze(0)
Przyjemny kros po okolicach Kalisza. Niestety, za mało paliwa zabrałem i musiałem wracać do domu po 35 km.

Gorąco jak diabli - i tak szczerze mówiąc , trochę ciężko było dalej
przeciągać trasę, bo miejscówki już się kończyły. Taki urok kaliszforni
:/

Po niedzielnym maratonie, rower trzeszczy jak Ukraina. Czeka mnie znów rozkręcanie i smarowanie...

Mimo płaskiego terenu,

Niedziela, 17 sierpnia 2008 · Komentarze(0)
Mimo płaskiego terenu, nie był to łatwy maraton. Nie dałem rady pojechać GIGA, a i MEGA skończyłem z nie małym wysiłkiem.

Pokonał mnie silny wiatr, niedobór weglowodanów i odwodnienie... ostatnie 12 km. jechałem bez paliwa - i nie było to fajne :/
Finisz odczułem dotkliwie w trójgłowym.

Błoto było niemiłosierne - ale zabawa przednia - oprócz płaskich asfaltów, gdzie wiatr tak niepierdzielał, ze prawie spadałem z roweru.
Poza tym - świetnie. Tylko muszę teraz wyszukac jakieś dobre foty, których robiono na morgi...

GIGA musi jeszcze poczekać. Zdecydowanie nie byłem gotów na 92 km. :/

Czarna dupa.

Koniec

Piątek, 15 sierpnia 2008 · Komentarze(0)
Czarna dupa.

Koniec baśni. Przejechałem 600 km żeby 4x wsiąść na rower.

Szkoda.

Ostatni przejazd - znów za Kvacany - tym razem szybciej, pewniej i do końca szlaku.

Podczas zjazdu teatralny dzwon w wyniku utraty panowania na zakręcie :)
po poszukiwaniach okularów pomknąłem dalej z błotem w zębach. Ależ było zajebiście... I krótko :/

Ta krótka traska , miała prawie 300m przewyższenia na przestrzeni 6 km. Niezły dramat :)

Słowackie Niżne Tatry to cud natury. Muszę tam wrócić z znów z rowerem. Na dłużej. I porobić zdjęcia z tras...

Szlak za Kvacanami.

Szlak za Kvacanami.

Piękna trasa i super podjazd, kóry wewalił mnie na ręby. Było jednak warto. W trakcie zjazdu prawie przestawiłem jakiegoś niekumatego kluskojada, ale wróciłem pełen mocnych wrażeń. Oczywiście - jak zwykle - czasu za mało.

Podróż z rodziną w góry - w towarzystwe roweru, jest jak lizanie kostki cukru, mając czekoladę w kieszeni... Nigdy nie wiesz co lepsze... Albo wiesz - ale boisz się przyznać :/