Szybka wycieczka po szosie, przez Maltę i Cytadelę. Był wiatr - ale i tak było szybko. Blisko tygodniowa przerwa chyba się przydała, bo sił w nogach było sporo - jeszcze starczyło na 20 km trekingowego toczenia z Myszą :)
Przed 2 dniową przerwą trzeba było sprawdziś traskę niedzielnego Thule, więc nieco się zdyszałem.
Sporo ziomów miało dziś podobne plany bo same znajome twarze wokół były. Wydawało mi się, że w tak dobry kondycyjnie dzień, dam radę bez żadnego ale - a jednak w połowie dystansu pikawa prawie wyrwała mi się z piersi... A wszystko przez niedożywienie i amora rozkręconego na ponad 100 mm... Strome podjazdy były koszmarem :/
Rozruch po przeziębieniu był przyjemny - dzięki pięknej pogodzie... Ale katar nadal nie uszczęśliwia na długich podjazdach.
W niedzielę - kaźnia na Cytadeli - a do pełni formy nadal jeszcze nieco brakuje :( Ale lepsze to niż smarkanie w rękaw, i oglądanie zawodów zza taśmy :|
Katuję siebie oraz KTM Hardbone`a po górkach i wszelkich hopkach - z nastawieniem na XC - chociaż zawsze lubiłem dobrze poskakać i pośmigać wąskimi, krętymi i szybkimi ścieżkami.
Paradoksalnie - dopiero teraz, 31 wiosen na ziemskim padole, mam rower, który w niczym mnie już nie ogranicza...
Tylko czemu czasu tak mało??? :(