Z rana lekko osłabiony, dałem rade nakręcić 23 km w całkiem niezłym tempie. Popołudnie zapowiadało się świetnie. Wyruszyłem z kopyta jak kuna. na cytadeli śmignąłem na kilku podjazdach i pomknąłem na Maltę.
niestety - tam spotkał mnie mały ZONG w postaci zerwania łańcucha. Jednak szybkie wykrycie defektu, pozwoliło dojechać do domu, w trybie "zwolnionego peddzia" a nie na hulajnodze :)
Gówno wielkie. 4130 km i łańcuch się poddał. Koronka i kaseta też idą na szmelc, chociaż ta ostatnia nie jest aż tak sfatygowana...
Piękny dzień do jazdy. Z camelbakiem mógłbym kulać sie jeszcze długo - ale jak to zwykle bywa, trzeba było wracać "do bazy" Trochę szkoda, bo sił w nogach jeszcze sporo zostało :) Mimo zasmarkania, wydolność jest jak należy :))
Choróbsko okazało się mniej groźne niż sądziłem. Kondycja pozostała bez zarzutu. Szybka przejażdżka inicjacyjna udała się świetnie. Było szybko po nadmaltańskich szutrówkach. Znalazłem też kilka nowych ścieżek - na prawdę świetnych na codzienne tripy - z piaszczystymi podjazdami i wąskimi, leśnymi ścieżynkami :)) A pomyślałbym, ze znam Maltę od lat... :) ... No i łańcuch się kończy of coz. bardzo się kończy :|
Osłabienie choróbskiem dało znów o sobie znać. Lekki deszcze i brak mocy w nogach zmusiły mnie do szybszego powrotu... A mógł być taki przyjemny dzień :|
Solidna przejażdżka z rana - i poprawka w koszmarnym upale popołudniu. Podjazdy poddają się bez walki - ale kończy się łańcuch i to dość mocno... nie wiem jak to będzie w Chodzieży :|
Katuję siebie oraz KTM Hardbone`a po górkach i wszelkich hopkach - z nastawieniem na XC - chociaż zawsze lubiłem dobrze poskakać i pośmigać wąskimi, krętymi i szybkimi ścieżkami.
Paradoksalnie - dopiero teraz, 31 wiosen na ziemskim padole, mam rower, który w niczym mnie już nie ogranicza...
Tylko czemu czasu tak mało??? :(