Tyle wynosi nowy rekord miesięcznej sumy przejechanych km. To był dobry miesiąc. Tak dobry jak forma jaką udało się wypracować. Oby tak było dalej.
Nowe klamoty - wymagają jeszcze drobnej regulacji. Ale sprawują się doskonale. Stan licznika: 13.904. Tyle wytrzymały: przerzutka XT, suport LX i korba deore. Przerzutka - poza rolkami jest w dobrym stanie - ale wymiana całości była bardziej opłacalna.
Poprzedni łańcuch wytrzymał blisko 4.500 km - a pewnie mógłby jeszcze trochę więcej (dobił by spokojnie do 5k)
No szybko to było oczywiście w sensie małej ilości czasu na jazdę...
Spadł świeży śnieg. dużo. Jeździło się po nim jak po cieście. Ale widok nierozdziewiczonych leśnych ścieżek natchnął mnie energią. Mając mało czasu - poleciałem do Swarzędza i z powrotem.
Zimowe ogumienie udowodniło swoją przydatność po raz kolejny. Szeroki but to jest to :) Cienkie oponki są dla cienkich Bolków :D
Po serwisie amora, wypadało stestować jak działa. A że nocka była ciepła i przyjemna - nic lepszego być nie mogło jak mały trip po mieście i okolicznych chaszczach.
W sterach pojawił się mały luz - ale do skręcenia (niedociągnięcie po montażu). Nowe rękawiczki - nie powiem wygodne - ale niech szlag trafi tych małych, żółtych gnojków szyjących dla Scotta... Ledwie je założyłem - puścił szew i wylazła nitka. Przy butach Etnies, gdzie trafiło mi się dokładnie to samo - zaczynam wierzyć, że to jakiś żółty spisek...
Ogólnie jednak - rower jest w formie. Gumy uszczelniające przetrwały starcie z wd-40 - i obyło się bez kosztownych wymian. Bocialara tym razem oświetlała drogę dla mnie i Jakuba - i spokojnie dawaliśmy radę... Nie ma to jak diodowy palnik :D
Sama wycieczka - udana, choć nie dość szybka - ale też mało sypiam ostatnio - więc skąd niby ta forma ma się brać? :/
To była tylko krótka przejażdżka - spokojne kulanie po asfalcie. Po diabelnych ulewach z dnia - wieczorem pozostało mi się kulać po twardym podłożu.
W zasadzie najważniejszym punktem i tak był test bocialarki - cudnej, nowej zabawki , która okazała się spełnić pokładane w niej nadzieje.
Świeci jak cholera. Jest jak działo plazmowe. Kierowcy samochodów głupieją na widok jaskrawego , białego światła. Ludzie się rozstępują a ja wszystko widzę jak na dłoni.
Wreszcie można cisnąć w nocy - bez przeszkód. Po lesie, chaszczach albo zwykłej drodze. Rewelacja :) I do tego ten design rodem z podziemnej fabryki broni. Cacko.
Nie było czasu na normalną jazdę. Pogoda nadal gówniana... Rozpogodziło się dopiero późnym popołudniem wiec pocisnąłem załatwić sprawy z użyciem roweru. A że miałem godzinę czasu - postanowiłem dać po nogach ile wlezie.
Efekt?
Wróciłem zmęczony, spocony i zbłocony nieco... Ale niespełna godzina to za mało żeby poczuć że pokuta została odprawiona. Kara za lenistwo nadal wisi nade mną...
Stestowałem za to nową zabawkę - nokia sportstracker.
Fajnie rysuje i wrzuca do serwisu ślady - ale pomiar wysokości z użyciem gps-u to jakaś makabryczna porażka... Profil wyszedł tak abstrakcyjny jakbym jeździł po górach...
No i skończył się żywot legendarnego łańcucha HG-73. Po ponad 6kkm nie poddał się, ale koronka z przodu już chrupała nie miło.
Po usilnych poszukiwaniach koronki Cro-Mo, kiedy w końcu ją znalazłem na Miodowej u Rybczyńskiego - postanowiłem i tak kupić alu :) (osioł) Potrzaskałem troszkę licznik przy okazji, ale nic mu nie jest prócz lekko pękniętego narożnika szybki.
Zrobiłem w niezłym tempie 40 kilo - ale w dwóch ratach.. :/
Napęd zaatakowałem ok 2o.3o. Skończyłem po 1AM. Porażka... korba nie chciała się poddać... Wymieniłem stożek w piaście z przodu, ustawiłem heble, podmieniłem klocek z przodu- no i zrobiłem refresh dyferencjału. Komplet LX błyszczy aż serce rośnie. Oby wytrzymał tyle co jego poprzednik. Niestety - tym razem konieczna będzie regulacja przerzutki z tyłu. Chwilowo mam 8 biegów :/
Heh. Już miałem sobie odpuścić, kiedy tak patrzyłem na mój zwieszony brzuch i gumowe nogi. Ale jakoś nie mogłem po prostu się poddać... Nie na cytadeli.
W ciągu godziny kupiłem komplet opon Panaracera (Dart + FireXC), założyłęm je i poleciałem po numer startowy. Szaleństwo...
Tradycji stało się zadość. Pokonałem paru kapeluchów ale i tak daleko od czołówki Sukcesy? Olbrzymie! - Mimo balona jaki mi wyskoczył z pospiesznie założonej opony - dojechałem do mety bez kłopotu. (od startu o tym wiedziałem - stąd moja mina na fotce :D) - Łańcuch po ponad 6.ooo km nadal działa - i dał radę choć parę razy strzelił na podjazdach (i tak lepiej niż wielkim wymiataczom z xtr-ami :D... technika...) - Mimo słabej diety - dojechałem bez zawału serca. Choć mogłem jechać mocniej :/ - Mimo wielkiej, grubej p...y na brzuchu - nie połamałem roweru - a wręcz poczyniłem kondycyjny postęp. Poczyniłem postanowienie... Pokocham leśne podjazdy na Cytadeli - albo znienawidzę mtb. :D - Nowe opony to sen nocy letniej. 2.1 nie daje takiego poczucia bezpieczeństwa jak 2.5 - ale toczą się cudnie - a w zakrętach rower przechyla się jakby sam miał jechać... (późna nauka... :D)
Teraz, pozostaje tylko wykończyć łańcuch na podjazdach i założyć nowy napęd. Nadal nie mam koronki 32z - ale to detal. W najbliższych dniach to się zmieni.
Katuję siebie oraz KTM Hardbone`a po górkach i wszelkich hopkach - z nastawieniem na XC - chociaż zawsze lubiłem dobrze poskakać i pośmigać wąskimi, krętymi i szybkimi ścieżkami.
Paradoksalnie - dopiero teraz, 31 wiosen na ziemskim padole, mam rower, który w niczym mnie już nie ogranicza...
Tylko czemu czasu tak mało??? :(