Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2009

Dystans całkowity:281.00 km (w terenie 166.00 km; 59.07%)
Czas w ruchu:11:28
Średnia prędkość:24.51 km/h
Maksymalna prędkość:49.00 km/h
Suma podjazdów:1657 m
Liczba aktywności:6
Średnio na aktywność:46.83 km i 1h 54m
Więcej statystyk

Testowanie Bocialarki

Wtorek, 30 czerwca 2009 · Komentarze(2)
Kategoria nowe klamoty
To była tylko krótka przejażdżka - spokojne kulanie po asfalcie.
Po diabelnych ulewach z dnia - wieczorem pozostało mi się kulać po twardym podłożu.

W zasadzie najważniejszym punktem i tak był test bocialarki - cudnej, nowej zabawki , która okazała się spełnić pokładane w niej nadzieje.

Świeci jak cholera. Jest jak działo plazmowe. Kierowcy samochodów głupieją na widok jaskrawego , białego światła. Ludzie się rozstępują a ja wszystko widzę jak na dłoni.

Wreszcie można cisnąć w nocy - bez przeszkód. Po lesie, chaszczach albo zwykłej drodze. Rewelacja :)
I do tego ten design rodem z podziemnej fabryki broni. Cacko.

Niedzielne wycieczki po lesie - korona wielkopolski :)

Niedziela, 21 czerwca 2009 · Komentarze(0)
Cholerny ten czerwiec. Deszcz, syf... jedna rozpacz.
Wprawdzie tylko mięczaki szukają wymówek - ale faktycznie w tym roku aura zepsuła mi statystyki dotkliwie.

Może właśnie dlatego tak usilnie staram się zbliżyć w każdy weekend do 100km.
Nie jest to już żadnym wyczynem - mimo świetnego terenu i jako takiego tempa.

Ta wycieczka była próbą zdobycia "korony wielkopolski" - tylko że Osowa Góra była nieco za daleko...

Kokoryczowe Wzgórze a później Puszcza Zielonka i Dziewicza Góra.
To był dobry trip - szkoda ,że tempo nie najlepsze - ale to akurat za sprawą piachu i nie najlepszej formy "wingmana", który z kontuzją kolana i bez spd-ków ma wyraźnie słabszy performance. Nic to. Będzie lepiej :))

Nadrabianie zaległości

Poniedziałek, 15 czerwca 2009 · Komentarze(0)
Głupotą jest wiara w to, że można nadrobić stracony czas.
Ale nic innego nie pozostaje, kiedy w środku sezonu, w czerwcu ma się przejechane 200 km. Żenada.
Pogoda zniweczyła moje wysiłki - ale kondycja nie zanika.

Przed pracą było miło - 22 km ze średnią 25.5 - po pracy - petarda w nodze i pełna dyspozycja - podjazdy bez litości - powyżej 27 kmph - i takaż średnia

Świetnie było. Dobrze wiedzieć, że kondycja nie poszła do lasu :)

Katowanie na akord

Wtorek, 9 czerwca 2009 · Komentarze(0)
Kategoria nowe klamoty
Nie było czasu na normalną jazdę.
Pogoda nadal gówniana... Rozpogodziło się dopiero późnym popołudniem wiec pocisnąłem załatwić sprawy z użyciem roweru. A że miałem godzinę czasu - postanowiłem dać po nogach ile wlezie.

Efekt?

Wróciłem zmęczony, spocony i zbłocony nieco...
Ale niespełna godzina to za mało żeby poczuć że pokuta została odprawiona.
Kara za lenistwo nadal wisi nade mną...

Stestowałem za to nową zabawkę - nokia sportstracker.

Fajnie rysuje i wrzuca do serwisu ślady - ale pomiar wysokości z użyciem gps-u to jakaś makabryczna porażka... Profil wyszedł tak abstrakcyjny jakbym jeździł po górach...

Dziewicza - na szybko...

Niedziela, 7 czerwca 2009 · Komentarze(0)
Miała być poranna jazda w błocie - z Jakubem - ale z okazji rodzinnych spotkań przełożyliśmy trip na popołudnie.

Koniec końców pocisnąłem sam.

Koszmarnie długa przerwa dała się we znaki - choć noga podawała - pompka wyraźnie nie nadążała za równym i dość szybkim tempem nadawanym przez głowę :D

Ogólnie podjazdy szły gładko i do zielonki doleciałem szybko i bez bólu - mimo błota i wszechobecnej wody po ulewach z ostatnich dni.
Las był mokry i grzązki, toteż wespół z ograniczeniem czasowym - nie dałem rady pocisnąć za wiele - mimo chęci.

Po powrocie czułem nieco nogi - ale ogólnie nie było tak strasznie... CO nie zmienia faktu, że takie przestoje to marnotrawstwo wypracowanej formy. Czas ratować to co pozostało :)

Koniec jojczenia... błoto to nie przeszkoda w treningu.

Mało. Groźnie...

Środa, 3 czerwca 2009 · Komentarze(0)
Z okazji obowiązków rodzinnych i kitrającej się pogody - musiałem skrócić trip.

Tak na prawdę to miałem lekkie napady lekowe.
Najpierw dwa razy minąłem się z samochodem na grubość lakieru (raz z darciem ryja oczywiście) - a na koniec minąłem się na pełnej wiksie z jakimś koluniem - dirtowcem, który bez hebli, zobaczył mnie jak przecinam mu drogę - kiedy akurat był w powietrzu - pokonując hopkę.
Spociłem się nieco, zatarłem hama, pochyliłem głowę i czekałem na dzwona.
Wyliczyłem, ze trafię go w tylne koło - ale los był dla niego łaskawy. Dostał w biodro moją klamką i poleciał w zarośla. Kołem nawet go nie tknąłem...
Pojechałem dalej niewzruszony.

Obserwująca to panienka chyba zasrała się w majty bo musiało to wyglądać co najmniej efektownie :)

Postanowiłem nie kusić dalej losu w obliczu tych dziwnych zbiegów okoliczności - i powlokłem się do domu...