Do pracy - przez Marcelin - nawet w miarę -a choć z zadzyszką, a po pracy - brak sił i czasu - więc szybko do domu. Leptop gniótł mnie w plecy niemiłosiernie...
Czekam nadal na licznik. Gamonie z ABP milczą.. a ja jeżdżę bez licznika :(((
Z braku licznika znów jechałem identyczny wariant jak wczoraj.
Dmuchnąłem w tylne koło parę razy, i dziś - albo lepszy pałer w butach (zmiana biorytmu czy jak?) albo tak dużo pary pochłania ten morderczy bieżnik - jechało się w każdym razie dużo sprawniej. A może to świadomość rozpoczętego weekendu? :))
Krótko, bo z laptuchem i dekoderem na plecach - a szkoda bo pogoda ładna... tylko dzień coś trochę słaby. ciężko się jedzie z tym balastem na plecach :/
Jesienne tripy przed/po pracy. bardzo przyjemne powietrze i ładna pogoda... I do tego te kolory na leśnych ścieżkach. Nie wiadomo gdzie głowę obrócić - trudno się skupić na jeździe ...
Katuję siebie oraz KTM Hardbone`a po górkach i wszelkich hopkach - z nastawieniem na XC - chociaż zawsze lubiłem dobrze poskakać i pośmigać wąskimi, krętymi i szybkimi ścieżkami.
Paradoksalnie - dopiero teraz, 31 wiosen na ziemskim padole, mam rower, który w niczym mnie już nie ogranicza...
Tylko czemu czasu tak mało??? :(