Zmokłem - co jednak nie było przykre. Deszcz był przyjemny. Przed burzą robiłem sesję podjazdów, ale deszcz się zagęszczał i zrobiło się ciężko. Niestety - woda pokonała Sigmę. Od dziś, wysokościomierz i termometr poszły się kochać. Przewyższenia wpisywać będę już tylko orientacyjnie...
Zaczęło się niewinnie - od zagubienia tuby z rohloffem. Później było już tylko gorzej. Wyleciałem spóźniony, goniłem "ducha" (próbowałem dogonić bikera, który nawet nie wstał z łóżka... LOL) - no i w środku lasu zerwałem linkę od tylnej przerzutki - więc wracałem w śniegu, na 2/9.
Wróciłem lekko sponiewierany i mocno zeźlony. Co się odwlecze to nie uciecze - zwłaszcza w kwestii części do wymiany...
Jako, ze zbuntowana Sigma zawiodła, poleciałem typowy program "dom-praca-dom" , żeby mieć gwarancję przebiegu i nie zastanawiać się ileż to przejechałem... Tempo było ok - i myślę że zapis jest wiarygodny.
Wielkanocne pierdzenie w krzesło mi nie służyło - więc po 24 km. z Myszą, wybrałem się na nocne pociskanie pod górkę.
Ogólnie noga podawała , a powietrze było chłodne i rześkie.
Przed wyjazdem zepsułem lampkę sigmy urywając mocowanie... Beznadziejny przypadek. Została mi tylko ta chińska badzia - ale i tak da się na niej jeździć.
Mam poważną zagwozdkę czy jechać w Murowanej Giga - czy pozostać przy medio - nie ryzykując ciężkiej łaźni i skatowania dupska - bo wiem że mimo super nowego krzesła - tyłek dostanie za swoje - po 5 godzinnym katowaniu :/
Poleciałem trasą Mio-maratonu w stronę Swarzędza. Było miło - chłód, lekka mgła, liście na ścieżkach - jechało sie nawet nieźle. W drodze powrotniej miałem jechac przez centrum - ale pod apteką okazało się że zaliczyłem kolejną kiszkę i 2.5 km podałowałem na nogach... Szkoda gadać...
Nadal bez licznika (dupersztajny z ABP nadal nie przysłali mojego cacuchna)- i do tego z dziurawą dentką z przodu... Może uda się załatać. W tym tygodniu praca w nocy - więc nie prędko znów wsiądę na rower....
Katuję siebie oraz KTM Hardbone`a po górkach i wszelkich hopkach - z nastawieniem na XC - chociaż zawsze lubiłem dobrze poskakać i pośmigać wąskimi, krętymi i szybkimi ścieżkami.
Paradoksalnie - dopiero teraz, 31 wiosen na ziemskim padole, mam rower, który w niczym mnie już nie ogranicza...
Tylko czemu czasu tak mało??? :(