Wpisy archiwalne w miesiącu

Styczeń, 2010

Dystans całkowity:99.00 km (w terenie 95.00 km; 95.96%)
Czas w ruchu:05:20
Średnia prędkość:18.56 km/h
Maksymalna prędkość:41.00 km/h
Suma podjazdów:715 m
Liczba aktywności:3
Średnio na aktywność:33.00 km i 1h 46m
Więcej statystyk

Makabryczna kaźnia

Piątek, 8 stycznia 2010 · Komentarze(0)
Kategoria nocnetripy
Dużo śniegu. Zmarzniętego na maksa, podziurawionego nogami przechodniów.
Gdziekolwiek się kulałem - wszędzie syf i grengolada.
Wróciłem zajechany jak pies.
Po tej wycieczce nastąpiła długa pauza. Śnieg mnie zbrzydził :/

Lajtowe kulanie po omacku

Środa, 6 stycznia 2010 · Komentarze(0)
Kategoria nocnetripy
Zimno aż w nosie boli... Ale jechało się przyjemnie. Kulałem się spokojnie, żeby sobie znów jakiegoś kuku w nogę nie zrobić - ale i tak średnia wyszła typowo zimowa.

Śnieg wszędzie jest już ubity więc kulanie jest w miarę łatwe.
Diesle jak zawsze - trzymały się mocno podłoża - nawet na górkach, gdzie dzieciaki śmigają na sankach. Nie ma mowy o poślizgach...
Nie mogłem znaleźć bocialary, więc pocisnąłem bez frontu - "na ciemniaka" - i ku mojemu zdumieniu - w lesie spoko dało się jechać - a nawet lepiej było niż z lampą, bo percepcja tak nie głupiała...

Ogólnie przyjemnie - ale stopy mi nieco zmarzły...

Nieźle też zeszturmowałem schody przy Galerii Malta. Zagapiłem się :D i wpadłem na pełnej wiksie centralnie na 3 schodki. Zdążyłem tylko podrzucić koło i pomyśleć "o k...wa"...
Koło podskoczyło miękko waląc w pierwszy schodek, jęknąwszy kilkoma szprychami, ze smutkiem.
Cud - albo idealne ciśnienie w kole - bo ani felga nie dostała, ani snake się nie zrobił. Widelec przyjął większość na klatę... I chwała mu za to.

Zajechany na inaugurację roku...

Niedziela, 3 stycznia 2010 · Komentarze(1)
Miało być tak pięknie.. Niestety - nadwyrężone mięśnie zawiodły na finiszu. Naciągnięty mięsień w prawej nodze spowolnił haniebnie jazdę, która i tak była nieco utrudniona z powodu miękkiego i puszystego śniegu.

Mimo to Dziewicza została zdobyta - i tradycji - mniej więcej stało się zadość.
Na górze był mały postój - a następnie dalsze odmrażanie rąk i stóp ;)



I wszystko było by cacy gdyby nie zajechana noga. Czuję się teraz jak kaleka...