Smak błota i łez :D
Niedziela, 6 września 2009
· Komentarze(0)
Kategoria starty
Karą za lenistwo i niesumienność w treningach jest ból i łzy topione w lepkim błocie.
Prosty z pozoru maraton, na dystansie GIGA okazał się bolesnym doświadczeniem - dzięki wiatrowi smagającemu koszmarnie, we wsi Góra, oraz skurczom, jakie pojawiły się już na 50 kilometrze.
Koszmarnie dziwne - nigdy wcześniej nie miałem skurczy trójgłowego - podczas gdy łydki miały się świetnie...
Płynów miałem pod dostatkiem , zażerałem się bananami i batonami - a mimo to brakowało sił na prostych - gdzie samotnie katowałem się pod wiatr wrzeszcząc z bólu i przeklinając zdradzieckie mięśnie.
Koniec końców - przyjechałem pół godziny po zamierzonym czasie (4:49) - co jednak - w obliczu tak koszmarnych przejść - i tak jest swoistym sukcesem.
Nie pozostaje nic innego jak popracować nad wytrzymałością, bo drugi raz podobny przypadek będzie porażką doszczętną :/
NO i do tego cholerna sigma, gubiąca co chwile sygnał.. no normalnie koszmar jakiś.
Prosty z pozoru maraton, na dystansie GIGA okazał się bolesnym doświadczeniem - dzięki wiatrowi smagającemu koszmarnie, we wsi Góra, oraz skurczom, jakie pojawiły się już na 50 kilometrze.
Koszmarnie dziwne - nigdy wcześniej nie miałem skurczy trójgłowego - podczas gdy łydki miały się świetnie...
Płynów miałem pod dostatkiem , zażerałem się bananami i batonami - a mimo to brakowało sił na prostych - gdzie samotnie katowałem się pod wiatr wrzeszcząc z bólu i przeklinając zdradzieckie mięśnie.
Koniec końców - przyjechałem pół godziny po zamierzonym czasie (4:49) - co jednak - w obliczu tak koszmarnych przejść - i tak jest swoistym sukcesem.
Nie pozostaje nic innego jak popracować nad wytrzymałością, bo drugi raz podobny przypadek będzie porażką doszczętną :/
NO i do tego cholerna sigma, gubiąca co chwile sygnał.. no normalnie koszmar jakiś.