To była tylko krótka przejażdżka - spokojne kulanie po asfalcie. Po diabelnych ulewach z dnia - wieczorem pozostało mi się kulać po twardym podłożu.
W zasadzie najważniejszym punktem i tak był test bocialarki - cudnej, nowej zabawki , która okazała się spełnić pokładane w niej nadzieje.
Świeci jak cholera. Jest jak działo plazmowe. Kierowcy samochodów głupieją na widok jaskrawego , białego światła. Ludzie się rozstępują a ja wszystko widzę jak na dłoni.
Wreszcie można cisnąć w nocy - bez przeszkód. Po lesie, chaszczach albo zwykłej drodze. Rewelacja :) I do tego ten design rodem z podziemnej fabryki broni. Cacko.
Komentarze (2)
Hahah! Gdyby kosztowała 130 to bym bez namysłu kupił 2szt. Teraz kosztuje 220,- ale to v.2 - ma 5 trybów świecenia i gumowy micro-switch. Zmieniła się też jakiś czas temu obudowa - obecnie wygląda zawodowo - jak narzędzie dla najemnika :D
Nadal warto. Polecam każdemu kto może się szarpnąć i jeździ po ciemku...
Katuję siebie oraz KTM Hardbone`a po górkach i wszelkich hopkach - z nastawieniem na XC - chociaż zawsze lubiłem dobrze poskakać i pośmigać wąskimi, krętymi i szybkimi ścieżkami.
Paradoksalnie - dopiero teraz, 31 wiosen na ziemskim padole, mam rower, który w niczym mnie już nie ogranicza...
Tylko czemu czasu tak mało??? :(