Zapowiadało się grubo. Nowe buty zaszokowały twardością podeszwy i wentylacją. Pierwsze uderzenie w pedał było totalnym zaskoczeniem. In + oczywiście :)
Niestety, z jakiegoś powodu noga średnio podawała i zabrakło werwy na porządną jazdę. Wymęczyłem 36 km - byle wrócić przed północą do domu - ale jakiejś super jazdy nie było.
Pochrzaniłem kolejność i zacząłem od podjazdów przy wiadukcie. po 10 szt. pojechałem na asfalt i jakoś się ciężko jechało.
Ogólnie jednak, najważniejsze jest to - że buty są ok :)
Nowy łańcuch i reszta klamotów przepełniają serce radością.
Zdołałem uratować pierwszy dzień lipca, wyruszając na test-drive nowego napędu. Cudnie. Wszystko działa bez żadnych regulacji. 16 kilo w szybkim tempie po alejach i chodnikach w wieczornym chłodzie... Ezoteryczne klimaty miasta nocą i zachwyt nad blaskiem nowego łańcucha, kasety i koronki...
Aż serce rośnie :)
Kocham mój rower. Jest moim najlepszym i jedynym, prawdziwym przyjacielem :) Po prostu wsiadam i jadę. Nie dzieje sie nic. Mój piękny, szary, solidny, austriacki czołg :D
Mogę na niego liczyć. I nie wstydzę się tego, że jestem cyklofilem <lol>
Katuję siebie oraz KTM Hardbone`a po górkach i wszelkich hopkach - z nastawieniem na XC - chociaż zawsze lubiłem dobrze poskakać i pośmigać wąskimi, krętymi i szybkimi ścieżkami.
Paradoksalnie - dopiero teraz, 31 wiosen na ziemskim padole, mam rower, który w niczym mnie już nie ogranicza...
Tylko czemu czasu tak mało??? :(