Dziewicza - na szybko...
Niedziela, 7 czerwca 2009
· Komentarze(0)
Kategoria dzień jak codzień
Miała być poranna jazda w błocie - z Jakubem - ale z okazji rodzinnych spotkań przełożyliśmy trip na popołudnie.
Koniec końców pocisnąłem sam.
Koszmarnie długa przerwa dała się we znaki - choć noga podawała - pompka wyraźnie nie nadążała za równym i dość szybkim tempem nadawanym przez głowę :D
Ogólnie podjazdy szły gładko i do zielonki doleciałem szybko i bez bólu - mimo błota i wszechobecnej wody po ulewach z ostatnich dni.
Las był mokry i grzązki, toteż wespół z ograniczeniem czasowym - nie dałem rady pocisnąć za wiele - mimo chęci.
Po powrocie czułem nieco nogi - ale ogólnie nie było tak strasznie... CO nie zmienia faktu, że takie przestoje to marnotrawstwo wypracowanej formy. Czas ratować to co pozostało :)
Koniec jojczenia... błoto to nie przeszkoda w treningu.
Koniec końców pocisnąłem sam.
Koszmarnie długa przerwa dała się we znaki - choć noga podawała - pompka wyraźnie nie nadążała za równym i dość szybkim tempem nadawanym przez głowę :D
Ogólnie podjazdy szły gładko i do zielonki doleciałem szybko i bez bólu - mimo błota i wszechobecnej wody po ulewach z ostatnich dni.
Las był mokry i grzązki, toteż wespół z ograniczeniem czasowym - nie dałem rady pocisnąć za wiele - mimo chęci.
Po powrocie czułem nieco nogi - ale ogólnie nie było tak strasznie... CO nie zmienia faktu, że takie przestoje to marnotrawstwo wypracowanej formy. Czas ratować to co pozostało :)
Koniec jojczenia... błoto to nie przeszkoda w treningu.