Przyznam, poczułem impuls do treningów. Mogę nie spać tylko jeździć. Zmieniłem od dziś dietę - zero zbytecznego cukru - reżim jak u ruskich.
Efekty? Większa witalność i ... hm... mimo braku snu (4 h.) średnie tętno wysżło podejrzanie niskie. Robiłem długie podjazdy, dobijając max. do 155-160 hbpm. Ciekawe jak to działa.
Ogólnie - forma bez rewelacji - ale nowe oponki czynią jazdę zauważalnie szybszą.
Heh. Już miałem sobie odpuścić, kiedy tak patrzyłem na mój zwieszony brzuch i gumowe nogi. Ale jakoś nie mogłem po prostu się poddać... Nie na cytadeli.
W ciągu godziny kupiłem komplet opon Panaracera (Dart + FireXC), założyłęm je i poleciałem po numer startowy. Szaleństwo...
Tradycji stało się zadość. Pokonałem paru kapeluchów ale i tak daleko od czołówki Sukcesy? Olbrzymie! - Mimo balona jaki mi wyskoczył z pospiesznie założonej opony - dojechałem do mety bez kłopotu. (od startu o tym wiedziałem - stąd moja mina na fotce :D) - Łańcuch po ponad 6.ooo km nadal działa - i dał radę choć parę razy strzelił na podjazdach (i tak lepiej niż wielkim wymiataczom z xtr-ami :D... technika...) - Mimo słabej diety - dojechałem bez zawału serca. Choć mogłem jechać mocniej :/ - Mimo wielkiej, grubej p...y na brzuchu - nie połamałem roweru - a wręcz poczyniłem kondycyjny postęp. Poczyniłem postanowienie... Pokocham leśne podjazdy na Cytadeli - albo znienawidzę mtb. :D - Nowe opony to sen nocy letniej. 2.1 nie daje takiego poczucia bezpieczeństwa jak 2.5 - ale toczą się cudnie - a w zakrętach rower przechyla się jakby sam miał jechać... (późna nauka... :D)
Teraz, pozostaje tylko wykończyć łańcuch na podjazdach i założyć nowy napęd. Nadal nie mam koronki 32z - ale to detal. W najbliższych dniach to się zmieni.
Z racji braku czasu postanowiłem nieco mocniej pocisnąć - tym bardziej , że pogoda sprzyjało. Było ciepło, słonecznie i bez większego wiatru. Nic tylko wybrać się w teren. Poleciałem do Swarzędza standardowymi ścieżkami - ale za to w dobrym i równym tempie. Przyznam, że walczyłem dzielnie. Suma podjazdów bez rewelacji - ale i tak uważam trening za udany. Tym bardziej, że później już kulałem 15 km z "kadrą juniorek" :D
Katuję siebie oraz KTM Hardbone`a po górkach i wszelkich hopkach - z nastawieniem na XC - chociaż zawsze lubiłem dobrze poskakać i pośmigać wąskimi, krętymi i szybkimi ścieżkami.
Paradoksalnie - dopiero teraz, 31 wiosen na ziemskim padole, mam rower, który w niczym mnie już nie ogranicza...
Tylko czemu czasu tak mało??? :(