Podwieczorny sprint po dziurach
Niedziela, 12 lipca 2009
· Komentarze(0)
Kategoria dzień jak codzień
Czasu było - jak zwykle mało. Chciałem odreagować odwołanie niedzielnego tripu - stąd zapuściłem się co sił w stronę Dziewiczej.
Tym razem, w 45 minut dojechałem do ostatniego podjazdu przed Kicinem , gdzie zawróciłem i pocisnąłem tą samą drogą do domu.
Tempo było świetne, ale przeziębienie i kaszel dał mi w kość jak wróciłem...
No i - zebrałem plony własnej głupoty... WD-40 na goleniach, zeżarł mi uszczelkę amora.. Będzie to dość kosztowny eksperyment... Choć nie aż tak bardzo jak się spodziewałem... (na szczęście).
Tym razem, w 45 minut dojechałem do ostatniego podjazdu przed Kicinem , gdzie zawróciłem i pocisnąłem tą samą drogą do domu.
Tempo było świetne, ale przeziębienie i kaszel dał mi w kość jak wróciłem...
No i - zebrałem plony własnej głupoty... WD-40 na goleniach, zeżarł mi uszczelkę amora.. Będzie to dość kosztowny eksperyment... Choć nie aż tak bardzo jak się spodziewałem... (na szczęście).