Pokuta prawie odprawiona. Po dwóch tygodniach (!!!) lenistwa - albo kijowej pogody oraz wyczerpujących nocek - znów zasiadłem na rończym koniu i dałem po nogach. wstyd - tak zmarnowac tyle czasu - ale cóż... stało się. Noga naszczęście podaje niezmiennie dobrze :)
Katuję siebie oraz KTM Hardbone`a po górkach i wszelkich hopkach - z nastawieniem na XC - chociaż zawsze lubiłem dobrze poskakać i pośmigać wąskimi, krętymi i szybkimi ścieżkami.
Paradoksalnie - dopiero teraz, 31 wiosen na ziemskim padole, mam rower, który w niczym mnie już nie ogranicza...
Tylko czemu czasu tak mało??? :(