Przez dennych synoptyków spędziłem wielkanoc bez roweru - co skończyło się zamułą totalną. Dzisiejsza pokuta była dotkliwa. Dopiero po 40 minutach złapałem tempo. Nie wiem doprawdy, jak mam pojechać maraton w Dolsku... Power is out of here... :/
Katuję siebie oraz KTM Hardbone`a po górkach i wszelkich hopkach - z nastawieniem na XC - chociaż zawsze lubiłem dobrze poskakać i pośmigać wąskimi, krętymi i szybkimi ścieżkami.
Paradoksalnie - dopiero teraz, 31 wiosen na ziemskim padole, mam rower, który w niczym mnie już nie ogranicza...
Tylko czemu czasu tak mało??? :(